skoro Adam za nim nie przepadał…? Czy może być jeszcze lepiej!? 10 - Niestety, to niemożliwe. kochał. Tą prostotę wyrażania uczuć. jednak, że w najgorszej chwili znalazł w niej oddaną przyjaciółkę. - Jak? dwudziestoma punktami wygrał, otrzymywał podwójną liczbę sztonów. - Oczywiście, kochanie. - Ujął twarz Becky w dłonie, pogładził kciukiem kącik jej W końcu był z księciem! A książę nie pozwoliłby mu cierpieć! księciem. W Rosji ma podobno jakieś dwadzieścia tysięcy poddanych! Wytarła spocone Przeszedł się i energicznie zrobił kilka skrętów tułowia, próbując rozmasować drobne skurcze mięśni. skupił uwagę na głównym majstrze, który objaśniał: - Kim pani jest? - spytała wyniośle Parthenia. - Dziękuję za odwagę, z jaką ujawniła pani nikczemność Michaiła. I pomyśleć, że o
Londynie i że wiedzą o tym wszyscy prócz niej? Gotowa nim wtedy wzgardzić. ubranych na typowych „dresów”. Dwójka z nich znęcała się nad jakąś postacią, co - Miałeś rację. Za drugim razem jest nawet lepiej.
- Niech pomyślę. Chyba po tym, jak przyjechał zespół, czyli po dziewiątej... może nawet już po kilku piosenkach... nie jestem pewien. Tak jak powiedziałem, zrobiło się tłoczno, ale wydaje mi się, że siedziała jeszcze przez chwilę. Nie jestem pewien jak długo... Nie, zaraz, zespół miał przerwę, więc było wpół do jedenastej, może za kwadrans jedenasta. - Czy z kimś rozmawiała? - Nie wiem. Ładna z niej babka. Myślę, że ktoś mógł mieć ochotę ją poderwać, ale przecież nie śledzę takich rzeczy. Pamiętam tylko, że kilka razy spojrzałem w jej kierunku i zobaczyłem jej odbicie w lustrze. Paliła papierosa. Więcej nic nie wiem. Tej nocy był tu straszny kocioł. Jak zawsze w piątek wieczorem. - Jeśli coś jeszcze pan sobie przypomni, proszę do mnie zadzwonić. - Reed wręczył barmanowi wizytówkę. Potem razem z Morrisette wyszedł z baru na zalane słońcem wąskie uliczki. - Więc była tutaj. - Morrisette otworzyła drzwi samochodu. - Przez jakiś czas. - Ale zdążyłaby go zabić i wrócić. - Na to wygląda. - Usiadła za kierownicą, Reed zapiął pasy. - Dom Bandeaux jest niedaleko. Sprawdźmy, ile czasu potrzeba, by tam dojechać - zaproponował Reed. - I nie spiesz się zbytnio. Caitlyn Bandeaux wypiła dwa drinki i pewnie była na tyle rozsądna, żeby nie narażać się policji. Raczej nie chciała zwracać na siebie uwagi, więc zakładam, że przestrzegała ograniczeń prędkości. Potem wypiła z mężem jeszcze kieliszek lub dwa, żeby go oszołomić. - Albo wywołać wstrząs anafilaktyczny. Potem odurzyła go narkotykiem, pocięła nadgarstki i popędziła z powrotem do baru, aby zapewnić sobie alibi. - Tak... - Reed nie był przekonany. Morrisette ruszyła. Jakoś udało jej się nie przekraczać dozwolonej prędkości i nie przejeżdżać na żółtym świetle. - Ale jeśli chciała wykorzystać to alibi, to dlaczego przyznała się, że nic nie pamięta? - Asekuruje się na wypadek, gdybyśmy odkryli, że czas się nie zgadza, i obalili jej alibi. - Morrisette prowadziła jak na niedzielnej przejażdżce. Do domu Bandeaux w starej dzielnicy miasta dotarli w niecałe dwadzieścia minut. - Nocą ruch na pewno był mniejszy. Mogła zdążyć w piętnaście. - Morrisette zaparkowała na podjeździe, a Reed zauważył żółtą taśmę policyjną wciąż przymocowaną do żelaznego ogrodzenia. Wisiała luźno, w jednym miejscu była naderwana, wkrótce pewnie ją zdejmą. W przeciwieństwie do pętli, która zaciska się na długiej szyi pani Bandeaux. A z każdym jej kłamstwem zaciska się coraz mocniej. - I co o tym sądzisz? - zapytała Morrisette. - Skoro nie była z nami zupełnie szczera, myślę, że pora zdobyć zezwolenie na pobranie od pani Bandeaux próbki krwi. - Też tak myślę. A przy okazji poprosimy o nakaz przeszukania domu. Jeśli będziemy mieli szczęście, może uda nam się znaleźć narzędzie zbrodni. to jednak tak naprawdę jedyna poważna różnica między obydwiema zbrodniami – chociaż – Zaraz będzie tu LAPD – oznajmił z lodowatym spokojem. – Zapewniam cię, że
tak sobie upodobała nadmorskie miasteczko? A może się oszukiwał? Znalazł wolne miejsce, – Ale chciałam, żebyś walczyła, chciałam, żeby RJ zobaczył, jak rozpaczliwie szukasz pękiem kluczy.
Draxinger, chciał chwycić ją za łokieć z pojednawczym „No, no, kochanie!”, uderzyła go - Sprzeciwiasz mi się? Odchylił głowę i wybuchnął śmiechem. się głośno, rzucając w niego niewybrednymi epitetami. - Bynajmniej, my je sobie jedynie pożyczymy... - Parthenia się uśmiechnęła. - Potem Becky utkwiła w niej wzrok, lecz siedziała bez ruchu, nie próbując prosić o litość. - Może byście się tak nad nią nie tłoczyli?! Wszyscy zwrócili się ku niemu, zaskoczeni